Jednym z głównych czynników, wpływających na krytykę chrześcijaństwa w XXI wieku, jest zarzucenie jego wyznawcom tak zwanego bałwochwalstwa, poprzez nadawanie kultu dewocjonaliom. Czy złoty krzyżyk może być pewną drogą do zła, bądź – jak mówią inni – bałwochwalstwa?
Bóg a dewocjonalia
Żeby to zrozumieć, trzeba poznać istotę tego, czym są dewocjonalia, a kim jest (dla chrześcijan) Bóg. U człowieka wierzącego, to właśnie Bóg jest najważniejszy i to nie podlega żadnym analizom i dyskusjom. Inaczej jest w przypadku dewocjonaliów. Jeśli osoba wierząca trzyma w ręku np. złoty krzyżyk bądź różaniec, jest to dla niej bardzo ważny element kultu (zobacz przykład). Nie jest on jednak jego centrum. Wręcz przeciwnie – modląc się do obrazu, złotych krzyżyków, bądź innych form dewocjonaliów, osoby wierzące proszą o wstawiennictwo Boga (bądź ewentualnie innych świętych).
Zniedołężniała forma wiary
Oczywiście nie oznacza to, że dewocjonalia u wielu osób nie mają charakteru magicznego. Jeśli osoba wierząca uważa, że złoty krzyż pomoże jej w życiu, musi ona diametralnie zmienić swoje podejście do tej kwestii. Pojmowanie w ten sposób tajemnicy dewocjonaliów, ma charakter wyłącznie magiczny i bałwochwalczy. Co ciekawe, widać to zwłaszcza u osób starszych, które – zwyczajem swoich przodków – poddają się myślom zabobonnym.
Podsumowując, samo noszenie złotego krzyża na szyi, bądź też modlitwa z wpatrywaniem się w obraz, nie jest jeszcze bałwochwalstwem. Tutaj bardzo dużo zależy od osoby wierzącej i jej relacji z Bogiem.